Jak nazywa się metronom, który niedawno się zepsuł?
Co się dzieje, gdy muzyk coś zepsuje podczas utworu?
Airbus 380 leci przez Atlantyk. Leci stale z prędkością 800 km/h na wysokości 30 000 stóp, gdy nagle pojawia się Eurofighter z Tempo Mach 2.
Przewraca swój odrzutowiec na grzbiet, przyspiesza, przełamuje barierę dźwięku, wznosi się gwałtownie na zawrotną wysokość, a następnie w zapierającym dech w piersiach nurkowaniu opada niemal do poziomu morza. Wraca do Airbusa i pyta: „No cóż, jak było?”
Pilot Airbusa odpowiada: „To robi wrażenie, ale spójrz na to!”
Pilot odrzutowca obserwuje Airbusa, ale nic się nie dzieje. Leci nadal prosto, z tą samą prędkością. Po 15 minutach pilot Airbusa przez radio pyta: „No cóż, jak było?”
Zdezorientowany pilot odrzutowca pyta: „Co zrobiłeś?”
Pilot AirBusa śmieje się i mówi: „Wstałem, rozprostowałem nogi, podszedłem na tył samolotu, żeby skorzystać z toalety, po czym wypiłem filiżankę kawy i ciasto czekoladowe”.
Banjo poprosił skrzypce o rękę. „Nie martw się” – powiedział. „Wystarczy duet i będziemy żyć w zgodzie do końca czasów”.
Daddy banjo poszedł do dealera Hyundaia i wymienił swój stary Accent na nowiutką Sonatę. Już po miesiącu mama Fiddle zgubiła klucz w barze i załamała się, gdy nie mogła go znaleźć. Najwyraźniej tatusiowi banjo naprawdę przypadło do gustu, ponieważ po raz pierwszy w historii nabrał ostrego tonu na skrzypcach mamy. Odwiózł ją do domu, stracił tempo, powiesił ją za szyję i bił.
Skrzypce domowe
YouTube wprowadza nowy system polecania filmów z YouTube’a
Wybitny hrabia Wiktor Oblodowsky zgadza się poprowadzić IX Symfonię Beethovena w sali gimnastycznej w Baltimore.
Po spokojnym locie i pewnych problemach z odprawą kotłów przez odprawę celną zmęczona orkiestra melduje się w hotelu. Następnego popołudnia odbędzie się występ „Dziewiątki” Beethovena, więc wszyscy odpoczywają i dostrajają instrumenty do wilgotnej atmosfery Baltimore.
„PIASZCZYSTY!” – rozlega się głos w holu Holiday Inn.
„SANDY, POMÓŻ MI!”
Sandy, asystentka hrabiego, wybiega na korytarz i widzi klęczącego hrabiego Obłodowskiego ze strzępami papieru w dłoni. Widzicie, podczas rutynowej kontroli bagażu przez TSA, jakiś szorstki handlarz bagażami podarł na pół partyturę Dziewiątego Beethovena. Hrabia, niemal niepocieszony, błaga Sandy i kilku pomocnych puzonistów, aby to naprawili. Skończyło się na tym, że musieli zszyć całość kawałkami sznurka. Hrabia stwierdza, że nadal może z łatwością przewracać strony i wszyscy idą spać; zdenerwowany, ale zadowolony.
Pojawiają się na siłowni.
Słodki Jezu, co za bzdura.
To znaczy, jest wystarczająco duży. Ale akustyka jest okropna. Co więcej, system wentylacji szwankuje, co oznacza przeraźliwy pisk wentylatorów i otworów wentylacyjnych nad głowami. Hrabia ma pewność, że na czas przedstawienia wentylacja będzie wyłączona. Znowu dostrajają i idą zjeść jakiegoś słynnego kraba z Baltimore.
Czy kiedykolwiek podróżowałeś do obcego kraju, czułeś się zmęczony i smutny, a potem nagle coś wynagrodziło to wszystko? To samo przydarzyło się hrabiemu Obłodowskiemu na Nabrzeżu. Nigdy wcześniej nie jadł krabów, a te małe skorupiaki były tak delikatne i słodkie, że po prostu nie mógł przestać.
„Może w Ameryce jednak wszystko będzie w porządku!” – szepnął hrabia do Sandy, trzymając w dłoni pałkę dziesiątego kraba. Sekcja basowa śmiała się, nie jedząc, ale przekazując coś między sobą.
Wypełniona i odżywiona nasza orkiestra wraca na miejsce wydarzenia. Wszystko wygląda w górę. Wentylacja jest wyłączona, wokół sceny ustawiono przegrody, aby zagłuszyć okropne echo, wokół kłębi się podekscytowany tłum. Nawet zrujnowana, podarta partytura owinięta sznurkiem i sznurkiem była zabawnym wspomnieniem i dumnie stała na podium Obłodowskiego.
Ostateczne strojenie. Dzwonki w górę. To będzie świetne.
Ale wzrok hrabiego pada na puste krzesła w jego orkiestrze. Pierwszy i drugi fagot. Nie ma ich tam. Raya i Svena. Nagle hrabia zdaje sobie sprawę, że nie byli w restauracji z krabami. Syczy do Sandy: „Gdzie są Ray i Sven?” Sandy popielata. Ray i Sven, równie cisi i nieszkodliwi jak ich fagoty, po prostu zostali całkowicie zapomniani. Z tego, co wiemy, nadal byli na lotnisku.
„Nieważne, nieważne!” – szepnął hrabia. – I tak to zrobimy!
Stuka w pałkę. Odrywa kawałek sznurka od podartej partytury i zaczyna.
Czy nie ma nic bardziej satysfakcjonującego niż westchnienie ulgi tłumu ludzi? Ludzie, którzy słyszą utwór muzyki klasycznej, taki jak The Ninth, i uświadamiają sobie: „Hej! Słyszałem to już wcześniej! Wszystko będzie dobrze”.
Dziewiąta Beethovena rozpoczyna się bez żadnych incydentów.
.
I wszystko idzie w gruszkę.
.
Niepałątkową ręką Obłodowsky chwyta się za brzuch. Dlaczego, do cholery, zjadł tego całego kraba? Miał wrażenie, że jego żołądek zaraz pęknie. Nigdy w życiu nie czuł się tak pełny i niekomfortowy. A co gorsza, wydawało się, że wszystko zwalnia. Nieważne, jak machał, nie mógł przyspieszyć. „Dlaczego?!” – krzyknął do siebie. I wtedy to zobaczył.
Cała sekcja kontrabasu. Tkanie na swoich instrumentach. Bezgłośnie powiedział do Sandy: *co się dzieje Sandy.*
Sandy wykonuje międzynarodowy gest „pij, pij” i już wie. Widzi przy ich stopach pustą, 1,5-litrową butelkę Jima Beama. TO właśnie przekazywały sobie tam i z powrotem podczas lunchu! Całkowicie zmarnowany.
Dwóch członków jego orkiestry już nie ma, a teraz to. Gdyby tylko mógł… po prostu to zrobić…
Krople potu na czole. Już prawie skończyli, Obłodowsky zbliża się do końca strony, może im się uda…
*SCREEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!*
Niczym tysiąc zardzewiałych puszek odtwarzanych na tysiącu zakurzonych victroli, włącza się system wentylacji. Poobijane blaszane wentylatory piszczą, piszczą i buchają dymem, a publiczność łapie się za uszy.
.
Tak blisko.
.
To był dno Dziewiątego. Hrabia był pełny. Wynik był remisowy. Dwóch mężczyzn nie było i basy były załadowane.
A fani?
Fani *szaleli.*
Mężczyzna zasypia w kościele.
lokalny kościół. „Wielebny” – powiedziała – „mam problem, kochanie
mąż ciągle zasypia podczas twoich kazań. To bardzo
żenujący. Co powinienem zrobić?”
„Mam pomysł” – powiedział minister. „Zabierz ze sobą tę szpilkę do kapelusza.
Będę w stanie stwierdzić, kiedy pan Jones śpi, i to zrobię
zwracaj się do Ciebie w określonych momentach. Kiedy wykonam ruch, dajesz mu
dobry szturchnięcie w nogę.”
W następną niedzielę w kościele pan Jones zasnął. Zauważanie
to kaznodzieja wdrożył swój plan w życie. „A kto stworzył
najwyższe poświęcenie dla ciebie?” powiedział, kiwając głową w stronę pani Jones.
„Jezu!”, zawołał Jones, gdy jego żona dźgnęła go nożem w nogę
szpilka do kapelusza.
„Tak, ma pan rację, panie Jones” – powiedział minister. Wkrótce pan.
Jones ponownie przytaknął. I znów minister zauważył. „Kto jest
waszym odkupicielem?” – zapytał zgromadzonych, wskazując w stronę
Pani Jones.
„Bóg!” Pan Jones krzyknął, gdy ponownie utknął szpilką do kapelusza.
„Znowu racja” – powiedział minister z uśmiechem. Wkrótce pan.
Jones ponownie mrugnął. Tym razem jednak minister tego nie zrobił
ogłoszenie. Zwiększając tempo kazania, wygłosił kilka
ruchy, które pani Jones uznała za sygnał, aby ją przebić bagnetem
mąż znowu ze szpilką do kapelusza.
Minister zapytał: „I co powiedziała Ewa Adamowi po porodzie
go swoim 99. synem?”
Pani Jones szturchnęła męża, który krzyknął: „Trzymaj to
jeszcze raz coś we mnie, a przełamię to na pół
i wsadź to sobie w dupę!”
„Amen” – odpowiedziało zgromadzenie.
Śpiący, pastor i laska Adama
W następną niedzielę pani Smith spokojnie zasnęła, a pastor pyta zgromadzonych: „Kto poświęcił się dla was?” i daje Smithowi znak ręką, po czym Smith mocno wbija szpilkę od kapelusza w udo pani Smith. „JEZUS!” woła z udręką: „Zgadza się, pani Smith, to był Jezus” – odpowiada ksiądz z uśmiechem.
Niedługo później pani Smith ponownie zasypia. Kazanie trwa, a pastor pyta zgromadzonych: „…Kto jest waszym Stworzycielem?” i wskazuje na pana Smitha, który ponownie wręcza żonie szpilkę do kapelusza. „BÓG WSZECHMOCNY!” wyje głośno biedna kobieta, po czym ksiądz ponownie ją chwali: „No właśnie, pani Smith!”.
Pani Smith ponownie zasypia. Proboszcz zwiększa tempo kazania. Całkowicie pochłonięty swoimi świętymi uwagami i dziko gestykulujący, krzyczy: „… a co powiedziała Ewa, kiedy urodziła Adama, jego 99. syna?” Smith błędnie interpretuje ruch ręki księdza i ponownie celuje w udo swojej żony. Ryczy z bólu: „Jeśli jeszcze raz wsadzisz mi to cholerstwo, odłamię ci to i wsadzę ci w dupę!”
AMEN!” – krzyczą wszystkie kobiety w zborze.
Ulubiony żart mojej mamy
Z żalem przychodzi do miejscowego lekarza i mówi: „Panie doktorze, jestem gruba. Mam depresję. Mąż mnie zostawił. Nie mam pracy. Proszę, zrobię wszystko, żeby być taką, jaką byłam wcześniej”.
Lekarz mówi: „W porządku, pani Lou, przepiszę pani dietę eksperymentalną. To powinno pomóc zapanować nad pani wagą. Potem zajmiemy się pani pozostałymi problemami. Teraz… Może to zabrzmieć dziwnie, ale od tej chwili całe jedzenie będzie pani wkładać… doodbytniczo”.
„Odbytniczo?” powtarza Betty Lou. Jest oszołomiona, ale w końcu kiwa głową i zgadza się. Lekarz każe jej wrócić po miesiącu. Betty Lou opuszcza gabinet i dokładnie stosuje się do zaleceń lekarza.
Miesiąc później przez drzwi gabinetu lekarskiego wchodzi znacznie chudsza Betty Lou. Recepcjonistka prawie jej nie rozpoznała. Kiedy jednak Betty podeszła do recepcji, recepcjonistka zauważyła coś innego. Odkąd weszła, Betty Lou nie przestawała kiwać biodrami. Szła, wykonując coś w rodzaju podskoku, a kiedy stała nieruchomo, położyła rękę na boku i szeroko potrząsała biodrami, ale w idealnym tempie.
Recepcjonistka odsyła Betty Lou, a kiedy spotyka się z lekarzem, wyrzuca z siebie wszystko: „Słuchaj, doktorze, spójrz! Znowu jestem chuda, dostałam pracę modelki i zarabiam więcej niż w poprzedniej pracy, a nawet mam nowego chłopaka, który jest znacznie młodszy od mojego byłego męża! Radzę sobie znacznie lepiej, bo przyjmuję jedzenie doodbytniczo!”, cały czas podskakując jej biodrami.
Lekarz odpowiada: „To wspaniale, pani Lou! Widzę, że to przyniosło rezultaty. Ale… uch… Pani Lou, wygląda na to, że dostała pani lekkiego kleszcza. Nie brała pani żadnych leków, prawda?”
Betty Lou zachichotała. „Nie, doktorze, oczywiście, że nie! Po prostu żuję gumę!”
Pani Smith ma problem z zasypianiem męża w kościele…
Krótko po rozpoczęciu kazania pan Smith zasnął. Kaznodzieja to widzi i gestem wskazuje na panią Smith, aby szturchnęła męża, jednocześnie zadając słuchaczom pytanie: „Kto jest Ojcem nas wszystkich tutaj?”
Pan Smith krzyknął: „O BOŻE!”
„Dziękuję, panie Smith!” i kaznodzieja kontynuował swoje przemówienie.
Niedługo potem pan Smith ponownie skinął głową. Kaznodzieja to widzi i daje znak pani Smith, zadając słuchaczom pytanie: „Kim jest ten syn, nasz Pan i Zbawiciel?”
„JEZUS CHRYSTUS!”
„Dziękuję, panie Smith!” i kaznodzieja kontynuuje.
W miarę kontynuowania kazania ludzie zaczynają tracić zainteresowanie, a kaznodzieja stara się działać szybciej, aby ponownie wzbudzić entuzjazm tłumu. Próbując to, przypadkowo wskazał na panią Smith, pytając: „Co powiedziała Ewa Adamowi, kiedy urodziła im 99. syna?”
„JEŚLI WBIJESZ MNIE TO CHYBA JESZCZE JESZCZE JESZCZE RAZ, PRZEŁAMĘ GO NA PÓŁ I WSKOCZĘ CI W DUPĘ!”
„Amen.”
Sposoby na pozbycie się telemarketerów
1. Jeśli chcą pożyczyć Ci pieniądze, powiedz im, że właśnie złożyłeś wniosek o ogłoszenie upadłości i na pewno przydałoby Ci się trochę pieniędzy.
2. Jeśli zaczynają od „Jak się dzisiaj masz?” zapytaj: „Dlaczego chcesz wiedzieć?” Możesz też powiedzieć: „Cieszę się, że pytasz, ponieważ obecnie nikogo to nie obchodzi, a ja mam te wszystkie problemy, dokucza mi rwa kulszowa, bolą mnie rzęsy, właśnie zdechł mi pies…”. Kiedy zaczną próbować wrócić do sprzedaży, po prostu kontynuuj swoje problemy.
3. Jeśli powiedzą, że to Joe Doe z firmy XYZ, poproś ich o przeliterowanie ich imienia, następnie poproś o przeliterowanie nazwy firmy, a następnie zapytaj, gdzie się ona znajduje. Kontynuuj zadawanie im osobistych pytań lub pytań dotyczących ich firmy tak długo, jak to konieczne.
4. To działa lepiej, jeśli jesteś mężczyzną: Telemarketer: „Cześć, mam na imię Judy i pracuję w usługach Canter i Siegel… Ty: „Poczekaj chwilę”. (kilka sekund przerwy) „OK, (naprawdę ochrypłym głosem) co masz na sobie?”
5. Krzyczenie dobrze symulowanymi tonami przyjemności i zaskoczenia: „Judy! Czy to naprawdę ty? O mój Boże! Judy, jak się ŻYJESZ?” Mamy nadzieję, że zapewni to Judy kilka krótkich chwil przerażenia, gdy będzie próbowała dowiedzieć się, skąd, do cholery, mogłaby cię znać.
6. Powtarzaj „Nie” w kółko. Pamiętaj, aby zmieniać dźwięk każdego „nie” i utrzymywać równe tempo, nawet gdy dziecko próbuje mówić. To jest najfajniejsze, jeśli potrafisz kontynuować rozmowę, dopóki się nie rozłączą.
7. Jeśli MCI zadzwoni i spróbuje nakłonić Cię do zapisania się do planu Family and Friends, odpowiedz złowrogim głosem, na jaki potrafisz się zdobyć: „Nie mam żadnych przyjaciół… czy zostałbyś moim przyjacielem?”
8. Jeśli czyści dywaniki: „Czy możesz usunąć krew, możesz? Cóż, co powiesz na krew kozią lub LUDZKĄ?
9. Pozwól rozmówcy przeprowadzić gadkę, przekazując minimalną, ale niezbędną informację zwrotną w formie okazjonalnego „Uch, naprawdę” lub „To fascynujące”. Na koniec, kiedy proszą Cię o zakup, poproś ich o rękę, wpadają w panikę, ale po prostu powiedz im, że nie możesz podać numeru swojej karty kredytowej komuś, kto jest zupełnie nieznajomy.
10. Powiedz im, że pracujesz dla tej samej firmy, dla której oni pracują. Przykład: Telemarketer: „To jest Bill z Watertronics”. Ty: „Watertronics!! Hej, ja też dla nich pracuję. Skąd dzwonisz?” Telemarketer: „Ech, Dallas w Teksasie”. Ty: „Świetnie, oni też tam mają grupę? Jak biznes/pogoda? Szkoda, że firma ma politykę zabraniającą sprzedaży pracownikom! No cóż, do zobaczenia. „
11. Odbierz telefon. Gdy tylko zorientujesz się, że to telemarketer, odłóż słuchawkę i krzyknij lub krzyknij: „O mój Boże!!!” a potem się rozłącz.
12. Powiedz Telemarketerowi, że jesteś zajęty, a jeśli poda Ci swój numer telefonu, oddzwonisz. Jeśli powiedzą, że nie wolno im podawać swojego numeru, poproś ich o numer domowy i powiedz, że zadzwonisz do nich do domu. (Jest to zazwyczaj najskuteczniejsza metoda pozbycia się Telemarketerów)