Gipsowe żarty

Wchodzi murarz do baru..

Do baru wchodzi murarz. Barman mówi: „Wynoś się!”

Firma Drywaller pyta: „Dlaczego?”

Barman mówi: „Ponieważ ostatnim razem, gdy tu byłeś, zostałeś otynkowany!”

Do baru wchodzi gadająca kaczka

Podchodzi i zamawia kieliszek whisky, bo ma depresję. Barman patrzy na niego oszołomiony, bo to gadająca kaczka, po czym pyta, dlaczego jest smutny.

Kaczka mówi „Właśnie straciłem pracę”

Barman odpowiada: „no cóż, nie smuć się, znam idealne miejsce, w którym możesz aplikować. Cyrk właśnie wjechał do miasta”

Kaczka odpowiada: „Czego cyrk miałby chcieć od tynkarza?”

Wchodzi facet do baru…

Mówi „och!” barman mówi „co się stało” facet mówi „wszedłem do twojego baru!”

Przychodzi przetarg i widzi kawałek pręta zbrojeniowego wystający ze ściany. „Tak, podejdź, usiądź przy barze i naleję ci drinka”… Odwraca się i widzi mężczyznę siedzącego na ziemi pod prętami zbrojeniowymi.

– Co ty do cholery robisz?

„Cóż, siedzę przy twoim barowym manekinie!”

Barman unosi brwi, chwyta szpachelkę i pojemnik zza lady, następnie wciska pręt zbrojeniowy z powrotem w płytę gipsowo-kartonową i podaje facetowi dwie rzeczy.

„No cóż, jeśli masz zamiar siedzieć przy moim barze, równie dobrze możesz się otynkować”.

Fiskus. . .

Pod koniec roku podatkowego Urząd Skarbowy wysłał inspektora w celu sprawdzenia ksiąg lokalnego szpitala. Agent sprawdzając księgi, zwrócił się do dyrektora szpitala i powiedział: „Zauważyłem, że kupujesz dużo bandaży. Co robisz z końcem rolki, kiedy zostało już zbyt mało, aby się przydało?”

„Dobre pytanie” – zauważył dyrektor. „Ratujemy je i odsyłamy do firmy zajmującej się bandażami, a oni od czasu do czasu przysyłają nam darmową rolkę”.

„Och” – odpowiedział audytor, nieco zawiedziony faktem, że na jego niezwykłe pytanie znalazła się praktyczna odpowiedź.

Ale poszedł dalej, na swój wstrętny sposób. „A co z tymi wszystkimi zakupami gipsu? Co robicie z tym, co zostaje po założeniu gipsu pacjentowi?”

„Ach, tak” – odpowiedział dyrektor, zdając sobie sprawę, że inspektor próbuje go złapać w pułapkę pytaniem, na które nie ma odpowiedzi. „Zachowujemy go i odsyłamy do producenta, a on co jakiś czas przysyła nam darmowy worek gipsu.”

„Rozumiem” – odpowiedział audytor, intensywnie zastanawiając się, w jaki sposób mógłby zdenerwować wszechwiedzącego dyrektora. „No cóż, co robisz ze wszystkimi pozostałościami po operacjach obrzezania?”

„Tutaj także nie marnujemy” – odpowiedział dyrektor. „My oszczędzamy wszystkie małe napletki i wysyłamy je do urzędu skarbowego, a mniej więcej raz w roku wysyłają nam całego kutasa”.

Pijany mężczyzna śmierdzący piwem

usiadł na miejscu w metrze obok księdza. Krawat mężczyzny był poplamiony, twarz umazana czerwoną szminką, a z podartej kieszeni płaszcza wystawała do połowy pusta butelka dżinu. Otworzył gazetę i zaczął czytać.

Po kilku minutach mężczyzna zwrócił się do księdza i zapytał: „Powiedz Ojcze, co powoduje zapalenie stawów?”

„Mój Synu, jest to spowodowane rozpasaniem, nadmiernym spożyciem alkoholu i pogardą dla bliźnich”.

– No cóż, będę – mruknął pijak, wracając do swojej gazety.

Ksiądz, zastanawiając się nad tym, co powiedział, szturchnął mężczyznę i przeprosił. „Bardzo mi przykro. Nie chciałem wyjść tak mocno. Jak długo cierpisz na artretyzm?”

„Ja tego nie mam, Ojcze. Właśnie czytałem, że Papież ma”.

Słyszeliście kiedyś tę o rzeźbiarzu i jego włoskim przyjacielu?

Był sobie kiedyś rzeźbiarz, który stworzył piękne dzieła. Jego specjalnością były piękne kobiety. Mozolił się godzinami, uwieczniając najładniejsze kobiety w gipsie i granicie. Ale pewnego dnia zdał sobie sprawę, że na jego pracę nie ma już popytu. Zrozpaczony zadzwonił do swojego najbliższego przyjaciela, włoskiego krytyka sztuki, i poprosił go o radę.

„Twoje prace są fenomenalne” – powiedział – „ale nie ma nic, co by je wyróżniało. Dlatego na twoje prace nie ma już popytu…”.

Rzeźbiarz myślał o tym całymi dniami, a nawet tygodniami. W końcu zdecydował, że wyrzeźbi twarze pięknych kobiet z bloków sera. To właśnie wyróżniałoby jego twórczość.

Nie marnował czasu. Znalazł najładniejszą kobietę w mieście i zabrał się do pracy. Kilka dni później skończył. Zadzwonił do przyjaciela, żeby obejrzał arcydzieło.

„Dobrze?” zapytał. „Co o tym myślisz?”

Jego włoski przyjaciel przez kilka minut przyglądał się rzeźbie z sera.

Wreszcie wzruszył ramionami. – To… ładna gouda.

Ojciec Leonarda da Vinci jest na „Dniu spotkania z nauczycielem”.

Spotyka nauczyciela matematyki i pyta: „Witam, mifter, a co, jeśli mój fon radzi sobie w twoim claff?”

Nauczyciel matematyki ignoruje ten nieco dziwny sposób mówienia o ojcu Leonarda i mówi: „Twój syn jest wspaniały, niewątpliwie jest geniuszem. Musisz zobaczyć, czego dokonał w geometrii”.

A tata jest naprawdę dumny i mówi: „Och, wiem, ma w domu cały zasób projektów!”

Idzie więc do nauczyciela biologii, który mówi: „Och, jesteś ojcem? Twój syn jest niesamowity, ma niesamowitą wiedzę o anatomii”.

A tata: „Och, tak, wiesz, ma zwyczaj nękania jaszczurek w domu”.

Potem spotyka nauczyciela plastyki, który ledwo może się powstrzymać: „Och, twój syn jest najlepszym uczniem, jakiego kiedykolwiek widziałem! Spójrz tutaj, widzisz moją rękę w gipsie? To dlatego, że twój syn narysował muchę na moim biurku i było to tak realistyczne, że właściwie złamałem rękę, próbując w nią uderzyć!”

A tata mówi: „Opowiedz mi o tym, stary, ten dupek zrobił sobie pianę na piecu”.

Dlaczego po imprezie ściana była pokryta wymiotami?

Zostało otynkowane.

Ludzie nie aprobują, kiedy podbiegam do nich na ulicy i próbuję zrobić gipsowy odlew ich twarzy.

Przynajmniej takie odnoszę wrażenie.

Trzy dziewczyny spędzają wakacje w Rumunii, kiedy spotykają Cygana

Cygan mówi: „Założę się po 20 lei za każdego, że na podstawie twojego spojrzenia odgadnę, z jakiego kraju jedziesz”. Dziewczyny myślą, że ten cygan-haker nie może rozpoznać, skąd pochodzą, po prostu patrząc, więc przyjmują zakład. Cygan przygląda się im przez kilka sekund i mówi: „wszyscy jesteście Amerykanami”.

Pierwsza dziewczyna mówi: „cholera, to pewnie przez nasz akcent!”

Druga dziewczyna mówi: „cholera, to pewnie przez nasze ubranie!”

Trzecia dziewczyna pyta: „Cholera, skąd wiedziałeś, że jesteśmy Amerykankami?”

Cygan mówi: „ponieważ masz kanadyjskie flagi wyklejone na swoich torbach”.

„Czy cytryny gwiżdżą?”

Pijak podchodzi do gospodarza na przyjęciu i mówi z tą straszliwą powagą, jak całkowicie oszołomieni dorośli i bardzo małe dzieci: „Przepraszam”.

Gospodarz odwraca się, a tam pijak, po prostu otynkowany i ze szklanymi oczami, zupełnie nieprzytomny. Gospodarz myśląc, że coś jest nie tak, mówi: „Tak? w czym tkwi problem? o co chodzi?”

Pijany pyta: „Czy możesz odpowiedzieć na pytanie?”

A gospodarz mówi: „Jasne! Odpal”

Pijany mówiąc bardzo ostrożnie pyta: „Czy cytryny gwiżdżą?”

Gospodarz mówi: „Nie, cytryny nie gwiżdżą. Dlaczego pytasz?”

Pijany zatacza się, ze zmartwieniem uderza się w czoło i stwierdza:

„O mój Boże! Cóż, w takim razie wcisnąłem twojego kanarka do mojego Ginu z Tonikiem”

(NSFW) Mały Jonny jest na zajęciach z szycia

gdy nagle niezdarnie chwyta się igły do ​​szycia. Widząc, że krwawi, nauczyciel podaje mu plaster. „To nie wystarczy, panienko” – mówi Mały Jonny. „Potrzebuję trochę cydru”. „Nie bądź śmieszny” – mówi nauczyciel. „Po co?” Mały Jonny odpowiada: „Moja siostra mówi, że gdy tylko dostanie ukłucie w rękę, zawsze wkłada je do cydru”.

Zamyka się pub, a całkowicie oszołomiony klient usiłuje dostać się do drzwi

Potem ma trudności z powrotem do domu, mimo że mieszka zaledwie kilkaset metrów dalej. Dosłownie czołga się po chodniku przez całą drogę do domu, wlecze się po schodach i po dwóch godzinach dociera do łóżka. Budzi się następnego ranka, a jego żona mówi mu:

– Wczoraj wieczorem byłeś naprawdę pijany, prawda?

– Tak, dlaczego? Skąd wiesz?

„Zostawiłeś wózek inwalidzki w pubie”.

Były sierżant piechoty morskiej podjął nową pracę jako nauczyciel w szkole średniej.

Tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego doznał kontuzji

z powrotem.

Musiał nosić opatrunek gipsowy wokół cholewki

część jego ciała. Na szczęście gips zmieścił się pod koszulą i

nie było zauważalne.

Już pierwszego dnia zajęć został przydzielony do

najtwardsi uczniowie w szkole. Inteligentni punki, mając

słyszeli już, że nowym nauczycielem jest były żołnierz piechoty morskiej, nieufnie go oceniali

i wiedział, że będą sprawdzać jego dyscyplinę w klasie.

Pewne wejście do hałaśliwej klasy, nowość

nauczyciel otworzył szeroko okno i usiadł przy biurku. Kiedy A

silny wiatr poruszył krawatem, sięgnął po zszywacz i zszył

krawat do piersi.

Zapadła martwa cisza… reszta roku przebiegła całkiem spokojnie.

Żona pewnego mężczyzny atakuje go za to, że pił tak dużo…

…ale i tak postanawia wyjść do baru – tylko ten ostatni raz. Ponieważ to jego ostatni raz, pije za dużo i jest jeszcze bardziej oszołomiony niż zwykle.

Następnego ranka budzi się we własnym łóżku, nie do końca pewien, jak się tam znalazł. Zanim otworzy oczy, zaczyna sobie wyobrażać, jak wściekła musi być jego żona. Ale kiedy się rozgląda, jego żony tam nie ma. Zamiast tego na bocznym stoliku obok listu z życzeniami miłego dnia i wyrazami miłości znajduje się gorące śniadanie.

Podejrzany mężczyzna wstaje z łóżka. Wchodzi do salonu i widzi przewrócony na boki stół i krzesło oraz kilka obrazów, które spadły ze ściany. Jego syn siedzi na kanapie, więc zapytał go, co się stało.

„No cóż, tato, kiedy wróciłeś wczoraj wieczorem do domu, byłeś nieźle pijany” – odpowiada jego syn. „Wpadłeś do środka, przewracałeś meble i obrazy, aż mama się obudziła i ci pomogła”.

„OK, ale co z gorącym śniadaniem?” pyta. – Dlaczego ona teraz na mnie nie krzyczy?

„Och” – mówi syn. „Kiedy próbowała zaprowadzić cię do sypialni, powiedziałeś: «Nie, dziękuję, proszę pani, jestem żonaty»”.

Kaczka wchodzi do baru… (trochę długo…)

Do baru wchodzi kaczka i pyta, czy podają jedzenie, barman, nieco zaskoczony gadającą kaczką, zatrzymuje się, zanim odpowiada: „Tak, co byś chciał?”

„Poproszę tylko burgera i kufel piwa” – odpowiedziała kaczka.

Następnego dnia kaczka wraca i zamawia to samo, dzieje się to codziennie przez kilka tygodni.

Któregoś dnia, zaraz po wyjściu kaczki, do baru wchodzi właściciel objazdowego cyrku na drinka, a tam barman mówi: „Hej, na pewno cię to zainteresuje, codziennie na lunch przychodzi tu gadająca kaczka!”

„Naprawdę? To byłby doskonały dodatek do mojego cyrku!” odpowiada mężczyzna: „Powiedz mu, żeby zadzwonił do mnie pod ten numer, jeśli wróci jutro”. i wręcza barmanowi kartę.

Następnego dnia kaczka oczywiście wraca po jedzenie, a barman opowiada mu o człowieku z cyrku.

„Cyrk?” mówi kaczka.

„Tak!” – woła barman.

„Duży namiot? Słup na środku?” zapytała kaczka.

„Tak!” – mówi zdezorientowany barman.

Kaczka na chwilę cichnie i mówi: „Więc po co mu do cholery tynkarz?”

Na zewnątrz kręci się pijany mężczyzna…

Pachnie piwem i wygląda na całkowicie oszpeconego. Podchodzi ksiądz i pyta go, dlaczego upija się o tak wczesnej porze. Mężczyzna chwieje się trochę i beka: „No cóż, jestem twoim panem i zbawicielem”. Ksiądz oczywiście nie jest przekonany i zaczyna odchodzić. Pijany krzyczy: „Słuchaj, udowodnię to!” Pijany prowadzi księdza do najbliższego budynku, baru. Barman spogląda na mężczyznę zszokowany i mówi:

„*Jezu Chryste*! Znowu tu wróciłeś?!”

Stary człowiek wchodzi do baru i zaczyna popijać kieliszki wódki, jeden po drugim, aż jego światła powoli zaczynają przygasać.

Barman, który był jednocześnie przyjacielem, radzi mu, żeby się uspokoił i poszedł do domu, że ma dość. Odmawiając, kontynuuje, aż w końcu przyjaciel go przekonał.

„Wracam do domu!”

Zgodnie z oczekiwaniami, gdy tylko odchodzi od baru, pada na twarz, w końcu dociągając się do drzwi.

Kiedy w końcu udało mu się zatrzymać taksówkę z twarzą przyklejoną do asfaltu, powoli wciąga się na tylne siedzenie, gdzie leży nieprzytomny, w zacienionej konfiguracji. Taksówkarz śpiewa dla niego przez całą drogę do domu, nieprawdopodobnie. Po tym jak wysiada z taksówki, czołga się do przodu swojego apartamentowca, gdzie film w końcu się urywa, pogrążając go w głębokim śnie.

Barman, jako dobry znajomy, podchodzi następnego dnia, żeby sprawdzić, co u niego. Znajduje go leżącego na trawniku swojego budynku.

– Co ty robisz, stary. Wczoraj wieczorem trochę za dużo wypiłeś, prawda?

– Tak, nawet nie zdawałem sobie sprawy, ile wypiłem… Ale jak obliczyłeś, jak bardzo się pogorszyłem?

„Po pierwsze, zapomniałeś wózka inwalidzkiego przy barze”.

Wczoraj wieczorem poszedłem napić się z przyjaciółmi i zobaczyłem kobietę w pełnym stroju kościelnym, całkowicie otynkowaną.

Najdziwniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem, zakonnica w barze.

Kilku facetów jest w barze

kiedy widzą gościa tak oszpeconego, że nie może nawet stać. Postanowili więc pomóc mu w powrocie do domu, co skończyło się na tym, że musieli go nieść przez całą drogę. Dzwonią do drzwi, żona odbiera i mówią jej, że był bardzo pijany, więc przywieźli go do domu, a ona mówi: „Dzięki, ale gdzie jest jego wózek inwalidzki?”

Któregoś dnia do chaty mamy i taty przyszła córka Shack i powiedziała im, że chce zostać komikiem.

„Ale ty nie jesteś zabawny” – stwierdziła mama Shack.

Widząc, że linia dachu jego córki opada w rozczarowaniu, Papa Shack odezwał się. – Może moglibyśmy załatwić ci trenera?

Córka Shack uśmiechnęła się z radości, a gdy wychodziła, Papa Shack zorganizował powóz.

Przyszedł trener, glazurnik na pół etatu, który obiecał, że dzięki jego nauce chata córki zmiażdży jej publiczność. Niestety, kiedy zażartowała rodzicom, nie było reakcji.

Tata załatwił sobie innego trenera, tynkarza na pół etatu, który obiecał, że dzięki jego nauce chata córki sprawi, że ściany zadrżą ze śmiechu. Niestety, gdy córka Shack wystąpiła przed rodzicami, oni nadal byli niewzruszeni.

Niezrażony i trzymając się zasady trzech, tata załatwił jeszcze jednego trenera, stolarza na pół etatu. Spojrzał na chatę córki, zobaczył, że potrzebuje trochę pracy i zabrał się za nią.

Tego wieczoru córka Shack przyjechała do rodziców i jej występ był znakomity. Emanowała pewnością siebie i sprawiała wrażenie nieco wyższej. Na zakończenie występu mama i tata szczodrze podziękowali stolarzowi.

„Zdziałałeś cuda” – powiedziała Mama Shack. „W zasadzie znowu opowiedziała te same dowcipy, ale według mnie były o wiele lepsze! Jak to zrobiłeś?”

Stolarz uśmiechnął się. „To naprawdę nie było wiele. Widziałem ciężką pracę, którą wykonali inni przede mną, i zasadniczo zostawiłem to bez zmian. Po prostu potrzebowała ponownego opublikowania”.

Na Halloween oblepiam się.

Nie piję, idę jako biały facet.

Trzy małe, stare zakonnice biorą udział w nabożeństwie w Rzymie, kiedy w wyniku dziwacznego wypadku ze starej gipsowej ściany spada gigantyczny krucyfiks i zabija je.

Kiedy docierają do Perłowych Bram, Święty Piotr mówi: „Bardzo mi przykro, siostry, to był dziwny wypadek, który nie miał prawa się wydarzyć.

„Niestety, wasze ziemskie ciała zostały zbyt okropnie zniekształcone, abyśmy mogli po prostu odesłać wasze dusze, ale *mamy* protokół na przypadki takie jak wasz.

„My pozwalamy wam wybrać osobę na Ziemi. Zamieszkujecie jej ciało, ale niestety tylko na sześć miesięcy.

„OK, siostro Giuseppino, ty pierwsza. Jako kogo chciałbyś wrócić?”

„Sophia Loren” – mówi Siostra Giuseppina.

Święty Piotr pisze na kilka sekund na swoim stanowisku pracy, a Siostra Giuseppina znika w kłębie dymu. „OK, siostro Lukrecjo, ty jesteś następna. Kim chciałabyś być?”

„Gina Lollobrigida” – odpowiada Siostra Lukrecja. Znów św. Piotr pisze na klawiaturze, a siostra Lukrecja znika w kłębie dymu.

„Siostro Benedetta. Jako kogo chciałabyś wrócić?”

„Sarah Pippolini” – mówi.

Święty Piotr pisze przez kilka sekund, marszczy brwi i pisze jeszcze trochę. „Przykro mi, siostro, nie znajdę nikogo o tym imieniu”.

„Sara Pippolini, Sara Pippolini!” stara zakonnica płacze błagalnie, potrząsając gazetą pod nosem Świętego Piotra.

Święty Piotr bierze gazetę i czyta ją.

„Nie, widzisz, Siostro” – wyjaśnia św. Piotr. „To mówi, że *rurociąg Sahara* został ułożony przez dwanaście tysięcy ludzi w sześć miesięcy”.

Pod koniec dnia dwóch włóczęgów spotyka się, aby zobaczyć, ile mają pieniędzy.

Hobo 1: „Mam tylko 1 dolara, co zrobimy?”

Hobo 2: „Nie mam nic. Dobra, kupmy kiełbasę bolońską i potem chodźmy do baru, mam pomysł.”

Kupują więc kiełbasę bolońską, idą do baru i wypijają kilka piw na kartę. Świetnie się bawią, ale robi się dość drogo.

Hobo 1: „Słuchaj, to fajna zabawa i w ogóle, ale jak do cholery mamy za to wszystko zapłacić?!”.

Hobo 2: „OK, po prostu mnie wysłuchaj. Rozepnę zamek w spodniach i przepchnę przez niego kiełbasę bolońską, a ty będziesz udawał, że ją ssie, zaufaj mi”.

Hobo 1: „To szalony człowiek, ale jaki mam teraz wybór!”

Więc robią to, a barman wpada w panikę i wyrzuca ich. Są zachwyceni, że zadziałało i są w świetnym nastroju, więc postanawiają spróbować jeszcze raz. Działa dalej, bar za barem. W końcu dochodzą do 10 taktów i są całkowicie oszołomieni. Więc po wspaniałej nocy picia są całkiem rozwaleni.

Hobo 1: Słuchaj, wieczór był wspaniały i w ogóle, ale robi się późno i jestem głodny. Gdzie jest kiełbasa bolońska?”

Hobo 2: „Och, to coś? Zgłodniałem i zjadłem to po trzecim takcie!”

Bob Budowniczy umiera i trafia do nieba

Jednak po drodze zostaje porwany przez szatana i zaciągnięty do piekła. Po pewnym czasie Bóg zdaje sobie sprawę, że Boba nie ma i dzwoni do Szatana, aby poskarżyć się.

„No cóż”, mówi Szatan, „wykonuje dla mnie kilka drobnych prac. Tylko trochę dekoracji. Potem wyślę go do ciebie”.

Czas mija. Wciąż ani śladu Boba wśród niewidzialnego chóru. Bóg ponownie wzywa szatana.

„Więc OK”, mówi Szatan, „ale potrzebuję go tylko, żeby dokończył tynkowanie. Wtedy będzie cały Twój, szczerze”.

Mija więcej czasu. Bob nadal nie zebrał swojej chmury i harfy. Rozwścieczony Bóg ponownie wzywa Szatana.

„Słuchaj” – błaga Szatan, „jeszcze trochę, potrzebuję go, żeby zamontował klimatyzację w skrzydle Jane Austen i sądzę, że wkrótce będziemy potrzebować kolejnego przedłużenia, a potem…”

„WYSTARCZAJĄCO!” burzy Bóg „przyślij go natychmiast do mnie, bo pozwę!”

„O tak”, odpowiada Szatan, „a gdzie tam na górze znajdziesz prawnika?”

Mały Billy

Mały Billy budzi się pełen wrażeń w Boże Narodzenie. Zbiega na dół tak szybko, jak tylko poniosą go jego małe nóżki. Pochodząc z biednej rodziny, jego rodziców nie stać na wiele, ale jest wdzięczny za to, co otrzymuje. Młody chłopak szybko otwiera mały stos niedrogich prezentów.

Chwilę później Mały Billy pyta matkę, czy może zadzwonić do swojego przyjaciela Johnny’ego z sąsiedztwa i zobaczyć, co dostał na Boże Narodzenie. Jego matka zgadza się, ale mówi mu, żeby nie za długo, bo ona przygotowuje świąteczny obiad.

Johnny otwiera drzwi Małemu Billy’emu, nie mogąc ukryć wzruszenia. Johnny zaprasza przyjaciela do środka. Mały Billy widzi stos drogich prezentów, konsolę do gier, tablet, nowy rower, całą nową szafę ubrań i stosy zabawek. Pokój jest dosłownie wypełniony smakołykami.

„Wow” – mówi Mały Billy. „Masz mnóstwo rzeczy, prawda”.

Johnny kiwa głową, a na jego twarzy pojawia się szeroki, promienny uśmiech.

Mały Billy patrzy na wszystkie wspaniałe prezenty wypełniające pokój, po czym odwraca się do przyjaciela i mówi. „Wiesz co, Johnny, czasami też żałuję, że nie mam białaczki”.

Żart, który opowiedział mi mój kuzyn, gdy miałem 5 lat, i który pewnego dnia przepisałem. Rabi i Tridy (UWAGA: DŁUGA)

Oto historia rabina o imieniu Steven. Pewnego dnia Steven zaginął w górach Boliwii. Wyruszył z Limy kilka tygodni temu, ale jego tłumacz przeżył paskudny upadek i nie było go już przy nim. Ale rabin mówił dalej. Szedł naprzód i w górę, być może prowadzony przez siłę wyższą. Ósmego dnia swojej górskiej przygody natknął się w dolinie na piękną rzekę. Postanowił więc podążać za tym tak długo, jak tylko mógł.

Szedł przez kolejny dzień, aż natknął się na maleńką wioskę na małej wyspie pośrodku rzeki. A malutki oznacza malutki, dosłownie miniaturowy. Każda z małych chatek z gałązek miała zaledwie kilka cali wysokości. Największy ma około dwóch stóp, a najmniejszy około pół stopy. To oczywiście zaintrygowało Stevena, więc wszedł do rzeki i przepłynął na wyspę. Tam zdał sobie sprawę, w jakim stanie było wiele budynków. Wszystkie były wolne od kurzu, ale w większości były dziury lub brakowało całych fragmentów. Wyglądało, jakby przeszło przez nie mini tornado.

Ostrożnie krążył po małej wiosce, aż natknął się (prawie dosłownie) na bardzo mały, barbarzyński szpital. Kiedy słuchał uważnie, słyszał dochodzące z wnętrza ciche krzyki bólu. Bardzo lekko zapukał do drzwi i wyszła mała osoba, nie większa niż 3 cale wzrostu. Ubrana była w strój lekarza, a na ubraniu miała małe różowe plamki krwi. Spojrzała na rabina i wydała z siebie cichy wrzask. Rabin był zaskoczony i powoli usiadł. Mała kobieta pobiegła z powrotem do szpitala i usłyszał ciche krzyki agonii, które ucichły. Ale rabin po prostu tam siedział.

Kilka dni później jeden z pozostałych małych lekarzy wystawił głowę. Steven bardzo cicho powiedział „cześć”. To zdezorientowało i oczywiście przestraszyło małe stworzenie, ale było odważne. Wyszedł na ulicę i choć wyraźnie się trząsł, krzyknął do niego: „Nie mamy już więcej ognistych kryształów! Odejdź!”

To oczywiście zmyliło rabina, więc odszepnął: „Nie wiem, o czym mówisz. Jestem nowy w tej okolicy i nie wiem, kim jesteś”. Tak więc małe stworzenie cierpliwie wyjaśniało: była to rasa stworzeń, które nazywały siebie „Tridami”.

Mieli bardzo pokojowe społeczeństwo, ale tydzień temu, podczas obchodów Dnia Ognia, z jednej z sąsiednich gór zbiegł ogromny troll i ukradł ich ognisty kryształ, rzekomo będący źródłem całego ognia i energii w wiosce. Tridy zebrały swoje armie i wysłały je do jaskini Trolla na szczycie góry, ale wszystkie Tridy zostały wyrzucone z góry. Tridowie zebrali więc swoją milicję i wysłali ich w górę, ale zostali wyrzuceni z powrotem w dół góry. Następnie Tridowie zebrali swoich rolników i robotników i wysłali ich w górę, ale wszyscy zostali kopnięci w dół. A zanim byli gotowi wysłać kolejną falę, zdali sobie sprawę, że tylko garstka lekarzy pozostała bez obrażeń.

I tak rabin zaoferował pomoc, odzyskał ognisty kryształ. Spał więc na brzegu wyspy, a gdy obudził się o godzinie zbliżonej do północy, rozpoczął wędrówkę w górę.

Wspinał się bardzo powoli, unikając nadmiernego hałasu. W końcu dotarł do jaskini i powoli wkradł się do środka. Zobaczył trolla śpiącego w kącie i zrobił podwójne ujęcie. Istota ta była masywna, dwa razy wyższa od niego i trzykrotnie szersza. Dlatego bardzo powoli podszedł do stad skarbów, które ten troll trzymał w kącie. Dotarł do celu w ciągu minuty lub dwóch, zebrał wszystkie rubiny, które zobaczył, i zawrócił. Już miał wyjść z jaskini, kiedy *SNAP*!

Nadepnął na gałązkę. Powoli się odwrócił i troll się obudził. Potężna postać oddychała bardzo ciężko i po prostu wpatrywała się w rabina. Steven zrobił to, co zrobiłby każdy rozsądny człowiek; rzucił się. Biegł szybciej i dalej, niż kiedykolwiek sądził, że to możliwe, ale w końcu zauważył, że troll go nie gonił. Więc się odwrócił. Ignorując zdrowy rozsądek, zaczął wracać do jaskini, w której mieszkał troll. Zbliżając się do jaskini, krzyknął: „Troll! Co się stało? Dlaczego mnie nie goniłeś i nie kopnąłeś z góry?” Potem troll wyszedł na światło dzienne, Steven był w stanie docenić pełny rozmiar bestii. Nagle ze stworzenia wydobył się wielki, ryk śmiechu.

Potężna postać spojrzała na Stevena i po prostu powiedziała: „Głupi rabin, kopnięcia są dla Tridów!”

Edycja Ninja: To zostało napisane na moim telefonie, więc proszę o zwrócenie uwagi na wszelkie błędy gramatyczne/ortograficzne!

Czy słyszałeś o Terrym, miłośniku traktorów?

Był wielkim entuzjastą traktorów, jego sypialnia była obklejona plakatami o traktorach, jego łóżko ozdobione było rozłożonym łóżkiem z traktorem, zabawki z traktorami walały się na podłodze, a na półkach dominowały płyty DVD z konserwacją traktorów.

Krótko po 18. urodzinach Terry’ego (kiedy oczywiście zorganizował tort urodzinowy z traktorem i otrzymał wiele prezentów z motywem traktora) życie Terry’ego wywróciło się do góry nogami. Stary rolnik, kierowca traktora i bohater Terry’ego zatrzymał go na ulicy i powiedział: „Czy to nie czas, żebyś trochę podrósł, chłopcze i przestał marnować życie na obsesję na punkcie traktorów?” Przez lata Terry’emu nabrała grubej skóry, gdy przyszło do ignorowania hejterów, ale wiedział, że ten człowiek nie był hejterem, był miłośnikiem traktorów i leżało mu na sercu dobro Terry’ego.

Po kilku dniach głębokich przemyśleń i poszukiwań Terry podjął decyzję. Plakaty zostały zerwane, narzuta wystawiona na eBayu, zabawki wysłane do lokalnego sklepu charytatywnego. To zostało zrobione. Był teraz mężczyzną.

Nieco zakłopotany nagłym brakiem możliwości rozrywki na traktorach, Terry postanowił po raz pierwszy odwiedzić pub. Wszedł do środka, zamówił piwo i zamieszkał w kącie pubu.

Krótko po przybyciu Terry zauważył lekkie zamieszanie przy barze *pamiętaj, że miało to miejsce kilka dni przed wprowadzeniem zakazu palenia*. Ręcznik pozostawiony zbyt blisko popielniczki zapalił się od żaru papierosa. Dym szybko zaczął wypełniać pomieszczenie i pomimo tego, że personel baru skutecznie ugasił ogień i energicznie się unosił, wkrótce nie pozostało im nic innego, jak tylko nakazać wszystkim opuszczenie baru.

Gdy ludzie zaczęli wychodzić, Terry wstał. „czekaj” krzyknął, wszyscy patrzyli, jak podbiegł do miejsca, gdzie dym był najgęstszy i wziął ogromny wdech, wdychając cały dym! Następnie podbiegł do okna, otworzył je i wydmuchnął cały dym na zewnątrz, po czym wrócił na swoje pierwotne miejsce.

„Niesamowite”, „niewiarygodne”, „jak do cholery to zrobiłeś !?” przyszedł płacz.

„No cóż” wyjaśnił Terry „widzisz, że jestem fanem traktorów”

Podczas kwarantanny – Samotność w domu

Jestem samotny w domu poddany kwarantannie:

Dzień 1. Och, to miło.

Dzień 3. Czytam książki i odpoczywam.

Dzień 5. Oglądałem „Przyjaciele”.

Dzień 7. Rozmawiałam z pralką, ale miałam gorsze dni.

Dzień 9. Moja pralka jest zła. Nigdy nie miałem gorszych dni.

Dzień 11. Czuję się dobrze… Tak sobie… Prawdopodobnie… Cóż, według mojego kota wydaje mi się, że wszystko jest w porządku.

Dzień 13. Mój umysł i podświadomość piją wino od trzech godzin i śpiewają „Star-Spangled Banner”.

Dzień 15. Nie mam gorączki. Tak przynajmniej powiedział mi Chocko – mój mikser.

Dzień 17. Zaprzyjaźniłam się z pralką i w końcu przestałam płakać. Teraz się tylko śmieję..z tego, czego też nie wiem…

Dzień 19. Wielbłąd, którego hoduję w łazience, powiedział mi, że nie jest już owinięty w jednym miejscu, więc pospaceruję z nim trochę po tarasie.

Dzień 21. Dumbledore jest w moim salonie i obiera paprykę. Pomagam mu. U nas wszystko w porządku.

Dzień 23. Śnił mi się Donald Trump. Kazał mi nigdzie nie wychodzić, po czym uderzył mnie i został Kim Dzong-Unem. Obudziłem się spokojny.

Dzień 25. Okazało się, że moje siedem czakr to czternaście. Skąd wiedziałem? Przyłapałam ich w mojej sypialni na przytulaniu się.

Dzień 32. Dzisiaj moja pralka, mikser i wielbłąd się obraziły i teraz nie rozmawia ze mną nikt poza kotem.

Dzień 40. Dzisiaj przedłużono kwarantannę. Dobra wiadomość jest taka, że ​​kot złapał mysz, która mówi po francusku i gotuje. Nie będę już głodny.

Dzień 44. Ja i antena na dachu mamy tajne połączenie. W zasadzie ona wychodzi z Cable’em, ale co ja mam zrobić. Miłość nie pyta.

Dzień 50. Kot dowiedział się o naszym związku i powiedział Cable. Nikt ze mną teraz nie rozmawia.

Dzień 98. Obcy przybyli na Ziemię, ale nie wpuszczają ich do kraju, ponieważ nie mają wiz i muszą odbyć 120-dniową kwarantannę.

Dzień 108. Doszedłem do oświecenia. Ta izolacja pomogła mi połączyć się z kosmosem. Stamtąd powiedziano mi, że Dwayne Johnson i Madonna są agentami KGB, a Donald Trump i Kim Dzong-Un to bliźniacy syjamscy, ale nie wiedzą, że Pan jest Amerykaninem.

Dzień 110 i… Czy jest noc… Zjadłem kota, mysz i wielbłąda. Próbowałem też zjeść mikser, ale złamałem ząb.

DZIEŃ 120 i… Oglądałem wiadomości… Wziąłem linę i postanowiłem zrobić bungee z tarasu… ale… Ostatnie, co słyszę po tym, jak się przecina i łamię sobie kark, to to, jak ogłaszają zniesienie kwarantanny…

Dzień 1 w szpitalu. Leżę w gipsie, a Dumbledore przynosi mi soki i owoce.

Życie znów jest dobre…

Wieczór karaoke w barze…

… mają pianistę, który stara się grać razem ze śpiewakami i radzi sobie całkiem nieźle.

Idzie wesoło jak dzwon pogrzebowy, dopóki wyjątkowo otynkowany i głuchy facet nie bierze mikrofonu. Pianista dzielnie próbuje dotrzymać kroku, ale musi się poddać. Pijak zaczyna krzyczeć na nieszczęsnego pianistę, który ma już dość.

„Stary, mogę podążać za tobą na białych klawiszach… Mogę podążać za tobą na czarnych. Ale ty, mój przyjacielu, śpiewasz w pierdolonych szczelinach!!!”

Duchowni ze strasznymi, okropnymi nawykami.

Ksiądz katolicki, pastor metodystyczny, pastor baptystyczny i rektor episkopalny uczestniczyli w konferencji ekumenicznej. Po zakończeniu konferencji i zjedzeniu kolacji odpoczywali w hotelowej restauracji, rozmawiając.

Ksiądz katolicki powiedział: „Wiesz, wspaniale jest poznać w ten sposób swoją teologię ponad granicami sekciarskimi. Ale myślę, że byłoby jeszcze lepiej, gdybyśmy podzielili się częścią naszej ludzkiej strony. Czy nikt z was nie ma żadnych złych nawyków? Wiesz, spowiedź jest dobra dla duszy i na pewno zbudowalibyśmy wzajemną tolerancję, wiedząc, jakie wady wszyscy dzielimy. A co powiesz na to?”

Pastor baptystów powiedział: „Muszę przyznać, że to dobry pomysł. Noszę ten ciężar przez długi czas i byłbym szczęśliwy, mogąc w końcu go zdjąć z serca. Widzicie, przyjaciele, jestem okropnym pijakiem. W każdej marynarce i sukni mam flaszkę. Przez połowę czasu, kiedy sekretarka mówi dzwoniącym, że zajmuję się zborem, tak naprawdę leżę twarzą w dół na biurku w biurze, zmarznięty. Nie jestem w stanie zliczyć, ile chrztów, ślubów, pogrzebów i sesji doradczych opuściłem, bo byłem totalnie zawalony!”

Rektor episkopalny z powagą skinął głową i powiedział. „No cóż, to nie może być gorsze ode mnie. Jestem okropną cudzołożnicą. Całkowicie wymknęło mi się spod kontroli! Jeśli kobiecie w mojej parafii zaparuje lustro, przyjdę do niej. Mam klucze do tylnych drzwi do połowy domów w moim zborze, a kanapa w biurze rozkłada się w łóżko. Nie lubię nawet, gdy robi się mi zdjęcia podczas zajęć w szkółce niedzielnej dla dzieci!”

Pastor metodystów westchnął ciężko i powiedział: „Obawiam się, że mam takie rytmy. Jestem okropnym, okropnym defraudantem. Nie radzę sobie z pieniędzmi i mam zamiłowanie do wysokiego życia, którego nie jest w stanie zaspokoić moja pensja. Każdy kościół, w którym służyłem, mógłby spłacić kredyt hipoteczny tak, jak byście nie uwierzyli, gdyby nie ja i moje rozrzutne podejście. Jakim byłem hipokrytą, bijąc czoło mojej ciężkiej pracy parafianie, aby każdego roku zobowiązali się do składania większych ofiar, podczas gdy ja wydawałem ich dary jak pięść!”

Katolicki ksiądz splótł palce i pochylił głowę. Nic nie powiedział. Po chwili jeden z pozostałych powiedział: „No cóż? Nie masz żadnych szkieletów, którymi mógłbyś się podzielić?”

Ksiądz wzruszył ramionami i podniósł wzrok. „No cóż, jestem okropną plotkarką”.

Czyngis-chan natrafia na wielki pałac w północnych Chinach

Był to wspaniały, złoty pałac, z pięknymi ozdobami pokrywającymi każdą powierzchnię, górujący swoimi rozmiarami nad otaczającym krajobrazem. Schody prowadzące do głównego wejścia wykonano z najlepszego marmuru, a filary podtrzymujące sufit wyrzeźbiono z najrzadszego jadeitu. To było naprawdę wspaniałe dzieło ludzkiej architektury.

Kiedy Wielki Chan stał twarzą w twarz ze swoją najnowszą nagrodą, generał z jego najbliższego otoczenia zapytał: „O Wielki Chan, co zrobimy z pałacem”. Po długiej pauzie Czyngis powiedział z pustym wyrazem twarzy:

„Zburz to”

Podczas odchodzenia. „Tak, Wielki Khan, z wielką przyjemnością” – powiedział generał ze złośliwym uśmiechem na twarzy.

Niemal natychmiast generał rozkazuje swojej armii rozpocząć przygotowania do zburzenia pałacu. Jadeitowe filary zostały powalone, a marmurowe schody prowadzące do głównego wejścia wyrwane z powierzchni. Ogień objął cały pałac, niszcząc sufit i ozdoby pokryte dachem. Łupy i łupy wywieziono, podczas gdy jego mieszkańcy byli wyciągani i bezlitośnie mordowani przez krwiożerczych żołnierzy. Po kilku godzinach z wielkiego pałacu pozostały tylko gruzy ułożone jeden na drugim i spalony popiół, który wiatr uniósł w dal.

Kilka dni później Wielki Chan i jego najważniejsi generałowie zorganizowali ucztę, aby uczcić niedawne zwycięstwo. Kiedy wszyscy świętowali, Czyngis zapytał swojego generała:

– Jak poszła sprawa z pałacem. Zająłeś się tym?

„Oczywiście, Wielki Chanie, natychmiast zabrałam żołnierzy do pracy i skończyłem w ciągu kilku godzin”. Odpowiedział generał

„Hej, robi wrażenie. Nie spodziewałem się, że skończysz tak szybko. Zabierz mnie tam jutro, chcę sam zobaczyć”, powiedział z aprobatą Czyngis

„Tak, Wielki Chanie, byłby to dla mnie absolutny zaszczyt” – odpowiedział generał

Nastał świt, sygnalizowany przez wschodzące słońce, które powoli otaczało drzewa i góry pomarańczowym odcieniem. Czyngis i generał przybyli na miejsce, gdzie kiedyś znajdował się wielki pałac.

„Oto, Wielki Chanie. To naprawdę był wielki pałac na skalę monolityczną, ale nie mógł się równać z naszymi wspaniałymi żołnierzami. Każdy stopień prowadzący do głównego wejścia został wyrwany, każdy filar powalony, każdy pokój podpalony, a każdy mężczyzna, kobieta i dziecko wycięty. Oszczędziliśmy także złoto i skarby i upewniliśmy się, że każdy kawałek trafił do skarbca. Wszystko to dokonało się w twoim imieniu, o Potężny Khan.

Generał spodziewał się jakiejś pochwały, ale kiedy obejrzał się i zobaczył minę Chana, nie był to wyraz podziwu. Niestety, na jego twarzy odmalował się szok i konsternacja.

„C-co się stało z pałacem? Co zrobiłeś? Dlaczego wszystko zostało zniszczone?” Czyngis powiedział ze zmieszaniem, zamieniając się w wściekłość z każdym wypowiedzianym słowem.

Sam generał był równie zdezorientowany, ale i przerażony swoją pomyłką, choć nie wiedział dlaczego. On nieśmiało odpowiedział: „Ale proszę pana, kazał mi to zrównać z ziemią, więc właśnie to zrobiłem”.

Czyngis, teraz czerwony z wściekłości i złości, powiedział: „Nie o to mi chodziło, kretynie! Chciałem tylko, żebyś dodał kilka pięter!”.

Sprinter pewnego dnia na treningu pobił rekord świata.

Potem budzi się w szpitalu ze wstrząśnieniem mózgu i całkowicie roztrzaskaną stopą.

„Obawiam się, że czasami tak się dzieje w żartach” – mówi lekarz – „i szczerze mówiąc, wyszło ci to lekko. Dotarłeś do granicy tego, na co pozwalają prawa fizyki, i uderzyłeś w czwartą ścianę”.

Czy to oznacza, że ​​nigdy nie będę mógł być szybszy? – pyta sprinter.

„Dokładnie. Przekroczyłeś wszystko, co kiedykolwiek osiągnął jakikolwiek człowiek, ale teraz straciłeś stopę. Mogę dać ci dobrą protezę i fizjoterapię, ale nigdy nie będziesz tak szybki jak byłeś. Może najlepiej będzie, jeśli przestaniesz biegać”.

„Ale ja jestem sprinterem!” woła sprinter: „Jeśli nie pobiegnę, nie jestem nikim! Żadna niewidzialna ściana mnie nie pokona!”

Po miesiącach fizjoterapii i ponownego przekwalifikowania się, sama siła woli przywraca sprintera na tor i jest gotowa pobić swój poprzedni czas.

Sprinter wyrusza ponownie i biegnie mocniej i szybciej, niż kiedykolwiek wcześniej, kiedy… DUCHA. Widzi swoje ciało uderzające w niewidzialną ścianę, wszędzie rozsiane krew i kończyny. „Nie znowu!” sprinter krzyczy, gdy wszystko ciemnieje, a on zapada w śpiączkę.

Kilka tygodni później budzi się w szpitalu. Nie widzi tego, co zostało z jego ciała pod wszystkimi gipsami i rurkami.

„Znowu nie ty” – mówi lekarz. „Jakoś udało nam się zrekonstruować większość twojego ciała z bałaganu, który narobiłeś na ścianie, a ekipa inżynierów zajęła się resztą. Ale nawet jeśli możesz to zrobić, naprawdę nie powinieneś, nie wiem, czy będę w stanie cię ponownie naprawić”.

Całkowicie niezrażony sprinter, teraz bardziej maszyna niż człowiek, kontynuuje treningi, by być jeszcze lepszym niż był. Udoskonalił i udoskonalił swoje nogi cyborga i trenuje swoje ciało dziesięć godzin dziennie każdego dnia przez osiem lat.

To wielki dzień. Historia się rozeszła i sprinter pojawia się teraz przed wielotysięcznym stadionem, podczas gdy świat gromadzi się, aby obejrzeć jego trzecią próbę przedostania się przez czwartą ścianę.

Wyposażony w tytanowy egzoszkielet i taran, sprinter zdobywa swój cel w swoim trzecim i ostatnim starciu z czwartą ścianą.

Kiedy przyspiesza, życie przelatuje mu przed oczami. Przypomina sobie, że był najszybszym dzieckiem na placu zabaw i że wszystko, co zrobił od tego czasu, doprowadziło go do tej chwili – najszybszej istoty na Ziemi, stojącej przed ostatecznym wyzwaniem – jego los zadecyduje tu i teraz. Zburzy czwartą ścianę lub zginie próbując.

Krzyczy, uderzając w ścianę z prędkością, która dla publiczności równie dobrze mogła być prędkością światła.

Gdy kurz z utworu opadnie, publiczność wzdycha z niedowierzania i przerażenia.

Wszystko, co pozostało ze sprintera, to kałuża czerwono-szarej mazi spływająca po niewidzialnej ścianie z bardzo widoczną szczeliną pośrodku.

Ten sam lekarz, który wcześniej dwukrotnie uratował pacjenta, przebywa w szpitalu, gdy zrekonstruowany mózg sprintera zostaje w jakiś sposób odrodzony w ciele robota.

„No cóż” – mówi do lekarza – „to chyba żart”.

Codzienne dowcipy